Światło – Zapis 171

Sen z 17.11.2020

 

 Znowu obudziłam się w środku nocy, bo poczułam jak ciarki rozeszły się z prawej łopatki na całe plecy, leżałam wtedy na lewym boku, chyba mnie dotknął jakiś mężczyzna. 

 

Sen drugi

Jechałam do  Rzeszowa z partnerem, ja prowadziłam, bo on wypił piwo. Był jakiś objazd na drodze, jak mijałam jakieś barierki, to uderzyłam lewym lusterkiem, na szczęście nie urwałam, wtedy też zorientowałam się, że siedzę z lewej strony, jak w angliku.

Droga zrobiła się piaszczysta i ze żłobieniami, jak po wielkich maszynach leśnych na gąsienicach, czy czołgach, dodatkowo strasznie pofalowana. Zrobiłam jakiś skrót i wjechałam w las.

To był najpiękniejszy las jaki w życiu widziałam, gęste poszycie i niesamowicie wysokie strzeliste drzewa, prawdopodobnie iglaste, tylko że światło było zadziwiające, zdumiewające, NIESAMOWITE, podkreślające piękno tego lasu.

Patrzę w zachwycie, coraz wyżej i wyżej, a u góry na nieboskłonie, jest strop jak w bunkrze i kamery. Wysoko, ale nie na tyle, by dawać wrażenie tego prawdziwego lasu, ewidentnie to była sprawka światła.

Dojechaliśmy do końca, bo zrobiły się jakieś zaśmiecone boksy i światło przygasło, była tam grupka ludzi. Zapytałam o drogę, kobieta powiedziała, że na Rzeszów powinnam skręcić w inną drogę. Zapytałam jeszcze w którą i wróciliśmy na drogę.

I znowu to światło!!!.

Miałam wrażenie, że jestem w południowym słońcu, w samym środku lata. Chyba stałam na jakimiś skrzyżowaniu. Spojrzałam w prawo, tamtą drogą też ktoś jechał, bo wznosiły się tumany kurzu, ale my pojechaliśmy prosto.

W drodze była wyrwa, musieliśmy obejść dookoła konar takiego wywróconego w lewo drzewa, korzenie miało w wodzie, bo akurat z prawej było jakieś źródełko i płynęła woda.

Weszłam, woda była krystaliczna, oczyszczona żwirem i korzeniami, zapadłam się w muł i pomyślałam: Gówno!!!, ale powąchałam, bo chyba przypomniała mi się ścieżka i tak!, to był muł i martwe szczątki lasu. Nie mogłam tego spłukać, ale jakoś wyszłam z tej wody.

 

Znalazłam się z moją córką u Joli, coś tam już miałam wychodzić.

Na parapecie stały trzy stare butelki, chyba z domowym winem. Zaczęłam je oglądać, ta w środku była najbardziej okurzona, wyjęłam korek i powąchałam. Wino było zwietrzałe i utlenione, korek był za mały, bo jak wkładałam go z powrotem, to wszedł jak w masło bez oporów,…  stwierdziłam, że badziew, może jakby było szczelne, to by się nie zepsuło.