Rodowe dziedzictwo – Zapis 33

Sen z 10.01.2020

Dostaliśmy dom z partnerem (51/6) w spadku albo raczej pałac, bo metraż był ogromny, jeden pokój miał tyle, co cały mój dom. Zamek był do remontu, wcześniej mieszkała w nim prawie stuletnia ciotka mojego partnera, amerykanka. Widziałam kuchnię już przygotowaną do malowania, kolor był mocno wyblakły, jasnofioletowy, i taki sam mieliśmy nakładać, tylko że mocny, intensywny fiolet, bo pomyślałam, „Taki do kuchni?”, ale puszki już były kupione z farbą, stały w rogu pomieszczenia, więc minęłam kuchnię i przeszłam dalej.

Towarzyszyła mi kobieta, ta sama co wczoraj, dała mi kiść czeremchy do spróbowania, to była siostra partnera, chodziłyśmy razem i oglądałyśmy te szpargały i skarby po ciotce. Widziałam mnóstwo ubrań, sukienek, i kobieta mówi żeby coś wybrać na córkę, ale ubrania nie były w jej stylu, więc nie wzięłam. Widziałam również bardzo drogie kosmetyki, które zostały po niej, w oczy rzucił mi się puder w złotej oprawie i pomyślałam, że jest bardzo ekskluzywny i że może będę go używać, spojrzałam na datę, było 2010 pomyślałam „Eee, 9 lat, może być za stary”.

Powiedziałam, że potrzebuję torebkę na zjazd i czy mogę sobie coś poszukać, taką małą do ręki, kobieta powiedziała, że tak, wyciągnęłam z szafy atłasową kopertówkę na łańcuszku w kolorze ciemnego fioletu, założyłam na ramię i popatrzyłam czy pasuje, zobaczyłam wtedy swoje buty, miałam oficerki do kolan z brązowej skóry (nie mam takich butów w rzeczywistości). Pasowała do butów, ale stwierdziłam, że za duża, i wzięłam inną, czarną, całą w kryształkach i koralikach, też czarnych, na szerokim pasku, taką do noszenia przez ramię, malutką, tylko na telefon i parę drobiazgów. Chodziliśmy po tym domu, zobaczyłam, że z sufitu zwisały 3 kotary z tiulu, takie jak ktoś zawiesza na łóżku z baldachimem. Większość sprzętów była już wniesiona, więc było widać skalę zniszczeń. Był grzyb na ścianach, ale niedużo i tylko w kątach na dole, parkiet był do wymiany, bo zauważyłam, że jedna klepka wystawała, ale była wygładzona, zresztą był ciekawy wzór, nie jakaś jodełka, tylko zakręcone kwadraty, klepki były ułożone w kwadratowe wiry. Pokoje ogromne. Podeszłam do okna, a tam tylko pola i pomyślałam „co ja tutaj zrobię, może hotel, bo tyle miejsca, tylko że atrakcji żadnych nie ma, więc to byłby problem, albo jakieś centrum handlowe”.

Wyszłyśmy na szeroki hol i podeszłyśmy do schodów, żeby zejść na parter, były z jakiegoś jasnego marmuru z wtrąceniami innych kolorów i zawołałam córkę. Podałam jej rękę i pomagałam zejść, bo były strasznie strome i niewygodne, pomyślałam że muszę te schody przerobić, bo wchodzi się dobrze, ale zejść na dolny poziom to jakaś katorga.