Prawie jak przesłuchanie i zblendowane dziecko – Zapis 55

Sen z 18.03.2020

Chodziłam z koleżanką po jakiś barach, aż wreszcie poszłyśmy do Krzysztofa (Mężczyzna ze snu Magiczna fasola i stare drzwi – Zapis 35, ten od którego wzięłam drzwi do domu). Krzysztof mieszkał na poddaszu, ale to była jakaś rudera, siedziałyśmy tam na kanapie, a On poszedł pod prysznic, w pokoju pojawiła się jego siostra i matka, coś tam mówiły o przygotowywaniu do jego wesela, tylko nie było ani “woli”, ani radości z tego powodu, ktoś zasugerował mi, żeby ściągnąć buty, ale nie ściągnęłam, bo było brudno. Krzysztof i jego siostra zapytali mnie, jak było na wyjeździe do USA (stali wtedy obok siebie i bacznie mnie obserwowali), powiedziałam, że fajnie i że za niedługo znowu tam jadę, ale nie chciałam podać im żadnych szczegółów, powiedziałam im tylko chyba o moście Brooklyn, że byłam. Wyszłam z tego mieszkania, okazało się, że dom stoi na wysokiej górze, dziwnie się schodziło, po takiej stromej wąskiej ścieżce, aż doszło się do bagniska, tylko że ja zawróciłam, bo stwierdziłam, że nie będę się taplać w błocie i skręciłam w prawo. Później znalazłam się na wiejskiej drodze z domami po bokach, po prawej na rowie miałam 3 grusze, zrywałam owoce i jadłam, były cudowne, za gruszami był dom, więc weszłam, okazało się, że tam matka Krzysztofa zrobiła magazyn na to wesele. Było mnóstwo jedzenia, wszystko ładnie zapakowane w pojemnikach lub na półmiskach, spróbowałam i było naprawdę dobre, w pokoju stały trzy lodówki, a w kuchni 5 kuchenek gazowych, a na wszystkich blatach pojemniki z tym jedzeniem. Pomyślałam, że po tym weselu mogę zrobić jakąś małą gastronomię w tym domu, bo sprzęt już jest.

Sen  19.03.2020
Byłam w jakimś domu, znowu pojawiło się skojarzenie “przyjaciele”, było to kilka osób, które razem mieszkały. Ktoś miał tam 2 swoich dzieci, ale to z jednym przydarzyło mi się coś dziwnego. Chyba coś robiłam przy tym rocznym dziecku i jak wkładałam je do wózka czy huśtałam, to się wyślizgnęło i spadło za okno tak z 3 piętra, usłyszałam głuchy dźwięk i po nim stwierdziłam, że się zabiło. Strasznie się tym przejęłam, ale nic nie powiedziałam. W domu były przygotowania do jakiejś imprezy, było dużo jedzenia, matka dziecka coś tam też gotowała, ja cały czas biłam się z myślami, czy powiedzieć, czy nie, strasznie mnie sumienie gryzło, ale ta matka w ogóle się tym małym dzieckiem nie interesowała. Jak przewracałam kurczaka na patelni, to też mi się wyślizgnął i ta matka powiedziała, że dzieci też tak lubią wypaść z wózka, to już mnie całkiem dobiło to stwierdzenie. W gąszczu potraw zobaczyłam kilka szklanych miseczek z jasno-czerwoną gęsta zupą i to było to dziecko, zblendowane na krem do jedzenia, tego już było dla mnie za wiele. Wyszłam, pomyślałam, że jak będą chcieli, to mnie znajdą. Szłam ulicą, przy krawężniku w śmieciach znalazłam dwa bardzo stare i brudne banknoty, schowałam je, nie wiem jakie nominały ani z jakiego państwa, były bardzo stare na pewno. Później znalazłam się w taksówce, jechałam z jakimiś dwiema starymi siwymi babciami, taksówka wysadziła nas pod kościołem, przy którym był odpust. Koszt taryfy 80 zł, ale składałyśmy się po 20 zł, jedna babka otworzyła portfel i mówi, żeby sobie wyciągnąć, bo ona niedowidzi, miała naprawdę bardzo dużo pieniędzy, najwięcej 20, bo plik był niesamowicie gruby, na kilka cm, miała też dużo setek, kierowcy zapłaciłam mniej niż 80 zł, jeszcze zobaczyłam, że trzyma reklamówkę w rękach i że tyły tam czarne skarpety, kupił sobie na odpuście.