Metalicznie niebieski ptak – Zapis 422

Sen z 27.07.2022

 

Byłam w domu, ale nie wiem co to był za dom. Niby mój, Bo przyjechała do nas cała rodzina. Na dole stały takie krzesła, stoły i ażurowe zadaszenie, typowe kowalstwo artystyczne. Ale wyglądało to jak szmelc. Zaczęłam przestawiać. Partner pyta : Co robisz ? Nie skomentowałam.

Chciałam to gdzieś upchać, nie lubię zbędnych rzeczy, a tu nikt nie korzystał, bo my niby mieszkaliśmy na górze.

Pojechaliśmy gdzieś całą gromadą.

Nie wiem co to było, ale jak mieliśmy wracać to podjechały trzy wielkie białe autokary na podjazd. Straszny był ścisk. Szło za mną dwójka małych dzieci, ale nie wiem do którego wsiadły, bo było zamieszanie. Tak się wszyscy pchali, że autokary odjechały, a na stacji zostałam sama. Patrze, są jeszcze z rodziny po lewej. Podeszłam i pytam: no i co robimy?

Wróciliśmy do domu. I znowu była tam rodzina i mój Partner. Chyba chciałam, bo poszłam do łazienki przez wyjazdem. Jaki wstrętny był to kibel to w głowie się nie mieści. Całe szczęście na gzymsie u góry był jeszcze papier. Wyczyściłam kawałeczek deski. Tylko że tak śmierdziało, że myślałam że jak wyjdę będę cała śmierdzieć gównem. Normalnie mocznik, amoniak, i cała gama odorantów. Nie dałam rady skorzystać, bo chociaż się skupiałam to od smrodu pociągnęło mnie na wymioty. Niby wyszłam, stwierdziłam że nic z tego nie będzie, bo prędzej się zrzygam i zrobię siku.

Niby wyszłam, ale jechałam biały samochodem, w tej pozie jakbym siedziała na desce. Teraz nie do gzymsu, ale przyklejona byłam do ściany samochodu. Nie mogłam kierować, bo jechałam tyłem. Zaczęło mnie ściągać do rowu, nie mogłam kierować więc zaczęłam balansować ciałem w tym samochodem i o dziwo samochód reagował !!!!

Usłyszałam trąbienie, spojrzałam za siebie czyli do przodu, czy w bok. W oddali zobaczyła wielki jak tir biały autokar. Zaczęłam jakoś się przekręcać, udało mi się złapać kierownicę. Ale kierownica wypadła i teraz wsiała na takim grubym kablu, że nie można było nią kierować. Całym ciałem, zaczęłam nadawać pojazdowi trajektorię. Jakoś ściągnęłam go na pobocze. Obok było zaorane pole, na nim dwoje ludzi i ptak.

Wyglądała jak Kogut, pięknie metalicznie lśnił w kolorze lekko zielonkawo- niebieskim. Ale był piękny. Nie duży, ale ten układ piór miał jak kogut. Pomyślałam PIÓRA !!! i znalazłam się na polu.

Pole musiało być świeżo przyorane, bo coś czułam pod gołymi stopami ostrego jak ściernisko. Ale podchodziłam Ptaka od tyłu, bo coś tam dziobał w tej ziemi. Wyjątkowo był zajęty tym dziobaniem. Dwoje ludzi aż stało i przyglądało się tym moim akrobacjom. Podeszłam naprawdę blisko i złapałam go za ogon. Wyrwałam mu co najmniej kilka piór. Popatrzyłam na dłoń, trzymałam je w lewej, nie było dużo, ptak uciekł spłoszony w lewo do lasu. Ale na ziemi leżało jeszcze co najmniej klika piór i to o wiele dłuższych niż te które miałam w dłoni. Tak jakby wypadły mu z miejsca które osłabiłam, bo rozwinął jakąś niewyobrażalną prędkość przy ucieczce do lasu.

Pióra Piękne, budowa zaskakująca, giętkie i podatne na ruch, czyli stosina nie jest tak sztywna jak przy piórach naszych ptaków. Kolor metaliczny, Wysokie nasycenie barwą, ponieważ nie zmieniał swojej optyki przy kącie spojrzenia, czy nasileniu światła. Kolor nie miał nic z pawich kolorów, całkowicie inne odcienie.