Lustro weneckie – Zapis 582

Sen z 12.08.2023

 

Byłam w Kolbuszowej u Orzecha. Na dole zrobiono jakąś restauracje czy co. Niby tam byłam ze znajomymi, ale ci znajomi to jacyś dresy. Mój Partner tam był i to niby jego koledzy, ale ja ich nie kojarzę. Coś zamówiłam, ale nie czułam się tam dobrze. Szczególnie że jeden z kolegów spadł pod stół i się zarzygał. Wymiociny były dziwne, do niczego nie podobne. Z racji doświadczenia zawodowego widziałam wszystkie możliwe konfiguracje, a tu było to płynne, lekko zielonkawe i żelowo – oleiste. Nie wyczułam nawet mikrograma zapachu. Nigdy nie widziałam takiej treści żołądkowej.

Nagle jakby zmieniała się lokalizacja i znalazłam się na Dolnej. Poszłam do toalety na piętro. Nie było drzwi, tylko takie ukryte wejście w boazerii czy deskach. Zdjęłam najpierw dwie na dole i później jedną powyżej i wsunęłam się do środka. Toaleta to też jakaś futurystyka, nic do niczego niepodobne, ale jakoś się ustawiłam i zaczęłam sikać. Przed sobą miałam lustro weneckie, bo widziałam pokój z ludźmi przy stole po drugiej stronie. Rozmawiali o czymś żywiołowo. Wszystko było po siedemdziesiątce, raczej słusznej wagi. Wystrój taki z lat 80′ , ciemno jakby zakurzone, napierdolone gratów, zaokrąglone. Nie wiem, czy to nie były święta, bo mogła być tam choinka. Nagle jeden z mężczyzn spojrzał na lustro, więc szybko sięgnęłam do wyłącznika, bo nie byłam pewna czy mnie nie zauważy. Ale nie, spojrzenie zatrzymało się na tafli, chociaż w umyśle coś mu chyba drgnęło, że ktoś za lustrem jednak jest.

Wyszłam z niej szybko. Zaczęłam zakładać te deski z powrotem. Patrzę, a po lewej mam normalne drzwi. No ręce mi opadły… że też nie widziałam ich wcześniej. Zobaczyłam na podłodze portfel, więc wzięłam i wsadziłam do torby, bo myslałam że to Partnera. Ale jak zeszłam na dół to zaczęłam grzebać w tej torbie i patrzę mój w paski czarno-białe jest, jest Partnera i ten znaleziony.

Znaleziony zrobił się jakiś dziwny, teraz był khaki i taki wojskowy, a jak go znalazłam był z czarnej skóry. Chciał tam zajrzeć, ale miałam opory, chciał go zwyczajnie zatrzymać, ale pomyślałam że może mieć GPS i zaraz mnie znajdą. Wtedy nie wytłumaczę że znalazłam, od razu zrobią ze mnie złodzieja. Wyciągnęłam go z torby i poszłam w stronę baru żeby zgłosić. Liczyłam na znaleźne.

Znalazłam się w pojeździe specjalnym. Jechaliśmy przez bagna. Pojazd prowadziła stara siwa babka, wyjątkowo sprawa umysłowo i fizycznie. Wjechaliśmy w jakieś grzęzawisko, musieliśmy wynieść go na suchy grunt rękami. Nieśliśmy go w trójkę. Dojechaliśmy do jakiegoś pałacyku w Trzęsówce. Chyba coś tam dostałam.