Lokatory – Zapis 749

Sen z 23.05.2024

 

Byłam w domu rodzinnym, ale jakoś dziwnie wyglądał. Miał inny ciąg i rozmieszczenie. Wejście chyba nawet było od zachodu czy jak. Byli tam moi rodzice. Wprowadzili się do nas jacyś ludzie, czteroosobowa rodzina. Para miała Syna i Córeczkę z Downem. Tylko że ja widziałam to dziecko i nie miała żadnych cech mongolskich na twarzy. Nie wiem o co chodziło z tym Downem. Zajęliśmy sie nimi, i niby Gość wyciągnął jakiś papier, ale już nie wiem czy wtedy, czy wcześniej, bo ja zaczęłam robić pranie.

Wzięłam kosz prania pod pachę i poszłam go rozwiesić. Doszłam do takiego lasu w Mechowcu, gdzie na żywo stoją dwa krzyże. W latach 70′, czy kiedy zamordowano tam Człowieka, a jeszcze wcześniej pochowano tam powstańców. Po prawej zobaczyłam takie fajne kwiaty. Wyglądały jak koniczyny na wysokich łodygach. Widziałam je jak purpurowe, ale jak podchodziłam by rwać, robiły się blade i bez połysku. Jak odeszłam dwa kroki znowu były lśniąco purpurowe. Stwierdziłam, że nie rwie, bo to zasługa światła. Patrzyłam tylko jak wiatr rusza ich główkami.

Skręciłam w lewo w las. Światło mocno się stłumiło. Po prawej miedzy gałęziami zobaczyłam światła takiej starej ciężarówki. Wyglądało, że niby jest opuszczona, ale dlaczego paliły sie żarówki ?. Przedzierałam się cały czas przez gałęzie i zaczął padać deszcz. W końcu wyszłam z tego lasu zostawiając ciężarówka za sobą.

Znalazłam się na ługach na naszym polu. Ale już padał rzęsisty deszcz. Wody na łące było po kostki. Jakaś łada czy duży fiat minął mnie z lewej, ale go nie łapała. Stwierdziłam, że pranie wysuszę w suszarce, bo wczoraj dostałam na żywo rachunek za prąd. Było 200 mniej więc mogłam sobie pozwolić. Deszcz już lał jak z Cebra.

Wszystko miałam mokre i to mnie trochę już wyprowadziło z równowagi. Weszłam w drzwi i prosto do suszarki. Jakoś ten bęben był w poziomie, nie pionie.

I ładuje to pranie, a na niej, czy przy niej siedzi ta Matka z dziewczynką i ją karmi.

Patrze ! a to nie suszarka tylko jakiś tuner i telewizor i ten Gość dekoduje jakąś swoją telewizję. Patrze na ścianę, a tam zmontowanie czyste legowisko, jak łóżko. Takie białe i wąskie jak na pół człowieka, albo wyściółka trumny.

Ale wpadłam w szał.

Złapałam tego Gości za fraki zaczęłam nim potrząsać. On do mnie że podpisaliśmy umowę. Że Mój Ojciec mu to podpisał. A ja że taką umowę bez notariusza to sobie może wsadzić, ale  ziarno niepewności zostało zasiane. A co jak nie wywalę ich od razu, tylko zostaną na dłużej?

Trzęsłam nim w tej złości i gniotłam. Zaczęłam od twarzy a skończyłam na genitaliach. No i ich nie wyczułam. Jak mocno wciskałam mu kolano w krocze, raz że on nie reagował adekwatnie do zadawanego subiektywnie bólu, to jeszcze ja nic nie czułam pod tym kolanem. Gość nie miał ludzkich narządów płciowych. Zresztą jego twarz zaczęła dziwnie pracować jak zacięty program, czy rwąca się transmisja. Tak jakbym miała gumowa lakę pustą w środku, tylko że nie z gumy, a z zagęszczonej energii do tego stopnia, że widziałam to jak zwartą materie.