Kościół w Lipnicy – Zapis 539

Sen z 087.5.2023

 

Byłam w domu rodzinnym. Mój partner gdzieś wyjechał. W kuchni po prawej na w kredensie stały przyprawy, ale wyglądało to jak półka sklepowa w hipermarkecie. Ja ułożyłam się do drzemki w pokoju za kuchnią. Obok miałam stolik i jakąś słodką zupę jak budyń, bo cały czas czujnie drzemałam żeby włosy mi do niej nie wpadły. Złapała kolegę brata Krzysztofa, jak wsadził mi głowę od strony nóg pod koc i podglądał. Wkurzyłam się, bo nie miałam bielizny, tylko szatę jak koszulę nocną. W pokoju Brata siedziało za to dwóch typków, fajek było tam tak napalone że siekierę by zawiesił.

Wyszłam z Bratową, bo chciał mi pokazać przybudówkę jak urządziła dla siebie i dzieci. W środku wyglądało to jak stary drewniany kościół, bo na zachodniej ścianie były trzy duże kwadratowe okna, a miedzy nimi trzy łukowe, jak jak gotyckie witraże.

Rozmieszczenie też, pomieszczenia jak nawy, czy wnęki. Z prawej było coś jak prawy przedsionek, ale cały zawieszony ubraniami, szlafrokami, kurtkami jak garderoba, światło dawały przeszklone drzwi. Kuchnia jak stary drewniany ołtarz z podwyższeniem i miejsca przygotowane na sypialnie, po lewej, za zasłoną. Czyli takie legowiska na ziemi, ale każde miało mieć okno i witraż, oprócz legowiska przeznaczonego dla bratowej i brata. Najlepsze zasłona była na pilota. Czyli nie trzeba było ją zaciągać tylko z automatu zasuwała się na lewej stronie baraku i zasłaniając te ich legowiska.

Wyszłyśmy, bo ja też miałam podobny barak. Na zewnątrz znalazłam klucze. Poznałam że to mojego Brata. Pęk rozdzielił się na dwie części, bo łańcuch pękł. Pozbierałam wszystkie trzy części.

Nie wiem czy miałam też klucze do siebie, bo mieszkaliśmy z prawej strony, ale weszliśmy jeszcze do lewej. I teraz mnie naszło że to mojej Babki te całe majątki. Lipnica. Lewa była otwarta, jak minęłam sień po prawej to przed sobą zobaczyłam dziesiątki uli pszczelarskich. Wyglądało że Partner zrobił sobie tu schowek. Wyszłyśmy, bo chciała pokazać jej to moje mieszkanko i znalazłam się jak w parku przykościelnym. Na ziemi miedzy drzewami znalazłam fotografie czarno-białą jakiegoś starszego człowieka. Była to reklama zakładu pogrzebowego, robili chyba umrzykom takie cuda. Chciałam wyrzucić, ale zobaczyłam że przez szklaną oranżerie patrzy na nas orkiestra, chyba strażacka. Przyciskali twarze do kryształowych szyb i coś tam gadali, ale nie było słychać. Obeszliśmy i po prawej przed oranżerią zobaczyłam piękny staw z zabudową jak angielski ogród. Wyglądało to ogród do wieczornych koncertów.

Teraz szłam już z Partnerem. Cały czas podziwiałam widok, bo za oranzerią była wielka łąka która szła do góry i na szczycie miała murowany balkon jak koronę. Można było robić tam cudowne zdjęcia na całą zabyudowe.  Zabolała mnie noga, chciała naciągnąć mięsień prawej łydki i przyciągnęła palce stóp do kostki. Ale jak chciałam iść to stopa nie chciał wrócić na swoje miejsce, tylko była jak z gumy, tak jakbym nie miała w ogóle kości w stopie. Dziwne było to uczucie, bo po chwili wróciła na swoje miejsce, ale jak u gumowej lalki, a nie żywego człowieka. Więc gdzie są moje kości ?

Szliśmy do Domu, przed nami był Wielki kościół i niby była to Lipnica, ale tam nie takiego kościoła z zabytkowym kompleksem ogrodowym i starą plebanią w parku po lewej. Mieliśmy mieszkanie po prawej stronie budynku jak w dobudowanej nawie.