Kamfora – Zapis 566

Sen z 01.07.2023

 

Wzięłam miodu z 250 zł od mojej dawnej Przedszkolanki. Przyprowadziłam Matkę żeby zapłaciła za mnie. Jak wchodziłyśmy na ich posesje ta stara przedszkolanka robiła coś przy ulach. Pierwszy raz takie widziałam, były smukłe i wysokie na 3 metry, wlot był na wysokości klatki piersiowej i pszczoły zachowywały się jak przy rójce, nie jak przy normalnej pracy. Nie było widać ścieżki transportujących robotnic, tylko wszystko latało chaotycznie jakby nikt nie pracował przy zbiorach.

Do domu weszłyśmy przez garaż. W pokoju leżał sparaliżowany syn przedszkolanki. I nie wiem czy jakoś ten paraliż na mnie przeszedł, bo ja chyba zrobiłam się trochę sparaliżowana. Pamiętam że go dotykałam i On nagle podniósł się na ramieniu a niby nie mógł… ale mnie wtedy ścięło.

Znalazłam się na wprost domu rodzinnego. Sławomir się odezwał na telefon. Na żywo nie pisze od 7 kwietnia. Jakoś tak się stało że znalazłam się z nim w samochodzie. On prowadził, ja siedziałam z tyłu.Rzeczywiście był stary, może nawet koło 70-tki. Nie mogłam dojrzeć tej jego twarzy w lusterku chociaż bardzo się starałam. Jak dojeżdżaliśmy już do Wilczej Woli, to wysiedliśmy z samochodu i on zaczął iść. Zaczęłam iść za nim i nagle się odwrócił. Dziwną miał twarz, bez zmarszczek, naoliwioną jakimś olejkiem, bo świeciła się tłusto. Ubrany był w jasnobrązowy, ziemisty garnitur. Taki swobodny żaden elegancki i koszulę w kratę, biało-niebieską. Ja podchodząc z rozpędu gwałtownie się zatrzymałam bo jego zapach aż przytykał. Dosłownie, jakbym weszła w  zapachową chmurę. Sławomir pachniał jak kamfora, przysłowiowa kulka na mole, naftalina. Coś tam jeszcze było, ale to najbardziej się wybijało.

I to mnie strasznie zdziwiło, bo Sławomir zawsze pisał że pachnie jak cukrzyk, a to dla mnie taki aromat kwaśniej starej szmaty i zgnilizny, a tu dosłownie jak szafa mojej Matki. Pomyślałam, że natarł się kamforą jak perfumami żebym nie czuła acetonu.

Jego twarz szybko mi się rozmyła, zresztą ta skóra była jakoś nienaturalnie naciągnięta jak na ten wiek.  Zabrał mi przednią część samochodu i poszedł w stronę Wilczej, a ja została jak sparaliżowana. Miała telefon, co wyglądał jak przyrząd mierniczy albo stare usg. Nie chciał do niego pisać żeby oddał mi część auta, bo wiedziałam że będzie coś chciał za to. W myślach już słyszałam to darcie partnera o auto, że jestem na wypiździu sparaliżowana i pewnie jeszcze jeszcze się czepi o tego Sławomira. Całe szczęście Córka ze mną była.

Stałyśmy teraz na rampie jak starej mleczarni. Patrzyła cały czas na horyzont czy ten Ćwok nie wraca z moją częścią. Teraz zamiast samochodu był to rower bez kierownicy i przedniego koła. Na szczęście chyba już mogłam chodzić bo jakoś się poruszałam. Pojawili się jacyś ludzie. Od strony Wilczej też, jakby przygotowywali się do festynu.

Nagle !!! dwie małe dziewczynki dołożyły do mojego roweru koło i kierownicę z grubej liny i jakoś mi go wyprowadzają. Rzuciłam się za nimi z Córka i odebrałam im ten mój rower. Córce kazałam zrobić zdjęcie tym małym złodziejkom. Ludzie się dziwnie popatrzyli. W nosie to miałam, najważniejszy był dowód. Jakby mi naprawdę ukradli rower, zdjęcie złodziei już mam. Jeszcze to koło z liny, aż dziwnie że to jakoś dało się prowadzić..

Wróciłam na rampę i patrzyłam dalej na horyzont. Tego pajaca nie było nadal widać.