Herb rodowy Białej Gęsi – Zapis 753

Sen z 29.05.2024

 

Byłam niby w domu rodzinnym, tak to wyglądało, jak prowadziliśmy jakieś prace jak za stodołą. Prześwietlone to było jak wtedy gdy byłam dzieckiem. Przestrzeń w miarę otwarta, teraz wszystko już zarosło. Mój Partner procował, ja raczej się kręciłam i jak szłam miedzą, to znalazłam złoty pierścionek z zielonym oczkiem.

Na początku myślałam, że jest z tombaku, bo był sklejony jakimś plasterkiem na dole, ale jak się przyjrzałam, to to było złoto. Po prostu pierścionek się złamał.

Zaczęłam szukać z przyzwyczajenia i teraz znalazłam się niby w Lipnicy. Domu rodzinnym mojego Ojca, ale dalej w moim domu rodzinnym.

Na Miedzy, ale niby w Lipnicy zaczęłam kopać, bo zobaczyłam jakieś koraliki w ziemi. Po Lewej kopał mój syn. I Znów! Na początku wyciągałam biżuterię, łańcuszki, naszyjniki, bransolety. Następnie takie białe porcelanowe herby i przypinki, a na końcu odłamki skał i to chyba było Rodonit, bo najbardziej mi właśnie ten minerał przypominał. Wszystko wkładałam w koszulkę. Grzebałam dotąd, aż wyciągnęłam wszystkie okruchy skał.

Zawołałam Partnera, żeby to cichcem zanieść do domu. Dariusz skądś się znalazł przy naszej pracy. Pomachałam mu, zaczął iść w naszym kierunku jakby chciał się przywitać, ale odwróciłam się i przyspieszyłam. Doszliśmy do domu, niby mojego, ale chałupy za Chiny nie kojarzę. Pytam Partnera gdzie, on że do jakiegoś mojego pokoju. Wchodzę, a tam zaraz za drzwiami stał taki wielki czarny pisur że sięgał mi do głowy. Morde miała taka rozlazłą i ogromną. Całą pofałdowaną i warknął jak opętany. Ale Partner go krótko trzymał i pies był spokojny. Chyba mnie lubił, bo przysunął morde do mojej głowy i tak stał przytulony z lewej. Chyba nawet kapała mu ślina z pyska, ale nic nie śmierdziało, więc było ok.

Zaczęliśmy przeglądać to znalezisko. Najbardziej interesowały nas te porcelanowe herby, bo były czyste i niezniszczone. Na każdym była biała gęś, i w sumie tylko jakiś znak jak litera czy maźnięte kreski. Gęś była ustawiona frontalnie, miała podniesiona skrzydła. Tylko, że nie jak anioł, tylko lekko niewiele ponad wysokość ciała, tak jakby była gotowa do ataku. Pamiętam do dobrze, bo jak byłam dzieckiem, to mnie gęsi przeganiały. Herby były profilowane tak jakby służyły do przytwierdzenia na ramię, czy na coś co jest owalne. Oprócz herbów były przypinki jak odznaczenia, ale niewyraźne, bo za mocno emaliowane. I tak patrzymy i oglądamy. I mówię

-No to co robimy, bo jeszcze możemy to przekazać Moroczce, jako znaleziska dla stowarzyszenia. Wtedy będą o nas mówić, czy sprzedajemy?

Partner nie odpowiedział, chociaż ja bym to najchętniej zostawiła tylko dla siebie.  Cały czas miałam z lewej tą ogromną psią mordę. Wisiała nade mną jak czarna chmura, albo ochronny parasol.