Gwiazda na Jowiszu – Zapis 356

Sen z 12.03.2022

 

Patrzyłam na swoje dłonie.

Coś tam ułożyło się z linii na wzgórzach. Jakieś litery. Dodatkowo zobaczyłam przepiękną sześcioramienną Gwiazdę na wzgórzu Jowisza. Wpatrywałam się jak zaczarowana, bo wcześniej jej nie widziałam. Te litery układały się w jakiś wyraz, bo miałam przed sobą gazetę i chyba przepisywałam te znaki ołówkiem, ale nie szło odczytać, widocznie jeszcze za mało wyraźne.

Do Partnera przyszła paczka z Ameryki, ale schował ją na strychu, dowiedziałam się dopiero dwa dni później, jak wyciągnął z niej paczuszki z kolorowymi witaminkami żelkami i takie tam inne róże słodycze. Dziwne, nigdy takich nie widziałam, smaków też nie mam w pamięci, a spróbowałam wszystkie. Przyszły jeszcze jakieś zestawy z czterema pigułkami stawiającymi na nogi na drugi dzień. I podobno alkohol, ale to mnie średnio interesowało. Jeszcze dostał takie dziwne maści czy balsamy lecznicze. Posmarował mi jakiegoś strupa na ręce, żeby pokazać że goją natychmiast. Wzięłam jeden, opakowanie miał dziwnie, przypominał mi penisa. Chciałam powiedzieć żeby dał Córce też, ale zastanawiała się, jak ona będzie chodzić z “chujowym opakowaniem”.

Siedziałam przy okrągłym stoliczku na jakimś placu, po drugiej stronie byli moi znajomi, ale było mi przyjemnie, piłam kawkę, więc z nikim nie rozmawiałam. Jakieś przedstawienie było obok mnie. Laski założyły jakieś kostiumy ze szczególnie dziwnymi trójkątnymi nakryciami głowy i zmieniły się w stary telewizor z taką szafko-zabudową od dołu i na ekranie pokazał się obraz.

Raz wstałam od stolika, bo gdzieś chciałam iść, ale wróciłam, bo papcie zostały pod stolikiem. Usiadam znowu, spod stołu wyciągnęłam jakieś kulki, nie wiem co to było.

Nagle ni z tego ni z owego jakaś baba siadła na moim stoliczku.

Mówię – Gdzie mi z tą dupą na stole. Wkurzyłam się, a ta że nic się nie stało, ale pokornie zeszła i usiadła z córką obok.

Coś tam zaczęły gadać i odpowiedziałam, że nich ezoteryczki jak z koziej dupy trąbka.

Wzięłam Kobietę na bok i mówię że jej córka jest Draco. Ona zaczęła mi rysować palcem, że jak światło odpowiednio pada, to ich źrenice zamieniają się w krzyż ( zobaczyłam tą źrenicę). Córka jakoś oklapła. Jak przyszła widziałam ją jak młodą blondynkę z kitką, a teraz to była czaszka pokryta łuskami, zapadnięte oczodoły i wyraz umęczenia i smutku na jaszczurowej gębie. Patrzyła zrezygnowanym wzrokiem w bok. W matce więcej było życia.

Poszłam na rynek, było rozdanie świadectw bo mala dziewczynka biegła z nim w rękach.

Jak przechodziłam to z biesiady obok dobiegały komentarze o mnie, ale nie słuchałam. Usiadłam na ławce, od strony komisariatu był jakiś pochód. Nie widziałam czyj, widziałam tylko gołębie. A że kocham ptaki zaczęłam się przyglądać . Bo chociaż wyglądały jak prawdziwe, to chyba kto użył makiet, by sprawić wrażenie pochodu z pompą, a to była zwykła Lipa !!!