Czerwony kamień – Zapis 653

Sen z 05.01.2023

 

Chyba byłam z Serafinką, napychałam się jak zwykle jakimiś łakociami. Ona nawet czekałam, aż będę pełna i poszłyśmy do takiego Gościa na plaże szukać chyba bursztynów.

Byłyśmy w naszej miejscowości rodzinnej. Plaża miała być miedzy posesjami Gołębiowskich, wiem bo już raz tam byłam. Tylko, że te posesje były strasznie rozbudowane. Z drogi wyglądały jak aglomeracje, a nie zabudowy jednorodzinne. Po lewej były ogrody, ogródki gdzie każda rodzina miała swoje uprawy. Ten Gość to był trochę jak kwiatek od kożucha. Nie wiem jak się nazywał. Zamiast upraw miał niby tą plażę.

Jechałyśmy samochodem. Już dojeżdżamy do lasu sosnowego, a tej plaży dalej nie widziałam. Joanna prowadziła, wjechałyśmy już w leśną drogę. Mówię do niej zawracaj, bo później może być trudno. Ale patrzymy, idzie ten Gość.

Ogromny był. Dobre ponad 2 metry. Miał na sobie albo owłosienie jak niedźwiedź, albo ściągnął całą skórę z niedźwiedzia i założył na siebie. Bezwłosa była tylko szyja i twarz. Włosy na głowie uporządkowane, zadbany pełny zarost. Oczy czyste i spokojne, czoło jasne i gładkie, ładne kości policzkowe. Wiek pewnie gdzieś po 50 dobrze, ale niekoniecznie. Przystojny mężczyzna w jak w ciele niedźwiedzia.

Jak nas mijał powiedział że do niego nie wjeżdża się od Gołębiowskich, tylko z drugiej strony. Mówię,  No to jedzmy za nim. Ale jak się pojawił tak zniknął, za to dojechałyśmy do tej plaży. Teraz to wyglądało jak wybrzeże Tamizy albo Sekwany. Po lewej kamienista plaża, a po prawej nawet stoliki z moimi znajomymi.

Oni siedzieli, a my z Joanną weszłyśmy na plażę. Od razu znalazłam śliczny kamień Okrągły jak piłeczka. Z dwóch stron przebijał piękny koralowy kolor, a w pozostałej części był szary. Odłożyłam go na bok, bo chciałam go doszlifować w domu.

Zaczęłyśmy szukać, ale nic nie było. Na środku przy takiej niby fontannie siedziała jakaś para. I tam właśnie znalazłam jakieś monety. Na początku może dwie, ale później całe mnóstwo. Pięknie złoto lśniły i chyba to były pensy albo inne, bo na pewno nie złotówki. Cieniutkie, wypracowane jakby nie były bite w mennicy, tylko na zwykłym kowadle. Leżały też banknoty, ale te zaczęłam rozdawać, bo przyszli moi znajomi. Zostawiłam sobie tylko ostatni który już maiłam w rękach Okazał się 50 ze Świerczewskim. I ta para zaczęła mówić, że już ich nie ma i jest cenny.

Wśród moich znajomych był Rysiek. Wygrał coś na loterii. Jak poszedł do nas Paweł, dał mu jak synowi całą przezroczystą reklamówkę pieniędzy, na rozkręcenie interesu czy inwestycje. Widać było, że chce się dzielić. Ja za to trzymałam w rękach całą garść złotych monet i Świerczewskiego. Chociaż jak wyszłam ze snu to myslałam, że to generał ale Sikorski.