Czerwone Korale – Zapis 623

Sen z 01.11.2023

 

Miałam gdzieś jechać, chyba, tak to trochę wyglądało, bo chyba miałam bagaż. Towarzyszyła mi kobieta z którą przechodziłam przez taki trudny teren do tej stacji.

Na początku był stary most nad starą zarośniętą rzeką. Mam lęk wysokości i trochę mi ścinało nogi, ale przeszłam jakoś. Wczepiałam się pazurami jak zwierzę. Szczególnie że ten most to już była jedna żerdź pod nogami i kilka połączonych pod dłońmi. Z mostu weszłam na takie coś, jak ze słomy czy gałązek, jak strzechę. I zaraz na zejściu było rzadkie, ale dałam długiego kroka i  było gęściejsze. Też mogłam wpaść tam w głąb na kilka metrów.

Następnie było coś jak daszek, miedzy strzechą a daszkiem otchłań. Kobieta na mnie czekała już na kamiennym gzymsie po lewej. Na szczęście na daszku była jakaś konstrukcja i zwisały tam czerwone korale. Zapałam je, lekko, tak żeby tylko zabezpieczyć umysł, że jest ok i nie wpadnę i On natychmiast mi wystabilizował ciało. Kobieta dziwnie popatrzyła. Ja, że to tylko taki trik i puściłam te korale. Przeszłam na gzyms, popatrzyłam w dół. Szeroki był może na dwie stopy. Poza obrysem gzymsu nic nie był. Musiałam przejść przez kobietę i już znalazłam się na samym rogu i znalazłam się z Partnerem.

Mieliśmy Syna Krzysztofa za sąsiada. Zastanawiałam dlaczego go nie odwiedzamy, ale zaraz dałam sobie odpowiedz. Dlatego, że ludzie wystarczają mi w pracy. Później to już chce mieć spokój.

Poszłam z partnerem na takie ogrodzone poletko. On wszedł do jednej zagrody gdzie rosła taka szmaragdowa trawa. Chyba narwać królikom, bo jakoś to mi tak wyglądało. Za ogrodzeniem byli albo leśnicy albo myśliwi, bo chodzili tam mężczyźni właśnie w takich zielonych mundurach.

Ja przeszłam do innego ogrodzonego poletka, bo tam były truskawki. Ale pora już późna, więc już przygotowywały się do spoczynku. Niemniej jednak jeszcze owocowały. Zaczęłam jeść, ale smak miały dziwny. Zaczęłam się przyglądać i owoce były dziurawe. Podgryzał je jakiś robak. I prawdopodobnie czułam jego metabolity w owocach. Chociaż udało mi się zjeść kilka dobrych, maleńkich jak poziomki, ale to już nie był smak owoców pierwszego zbioru.