Atomowy zrzut i Kurtyna- Zapis 631

Sen z 16.11.2023

 

Byłam w miejscowości rodzinnej. Szliśmy od strony kościoła do mojego domu. Nagle ktoś krzyknął żeby uciekać, bo rzucili bombę atomową. Skręciliśmy dwa domy wcześniej przed posesją Serafinów.

Ci moi uciekli, a ja ostatnia nie zdążyłam schować się w budynku, więc płasko położyłam się na ziemi. Tak, by mieć małe wzniesienie przed sobą. Jakoś wiedziałam, że pierwsza będzie fala dźwiękową i najważniejsze będzie ukształtowanie terenu. Przy harmonijnym ona się podda i nie powinna mnie uszkodzić. Położyłam się tak, że jeszcze z lewej miałam wielką szklarnie czy oranżerię.

Fali w ogóle nie odczułam. Podniosłam się i weszłam do domu. Siedzieli wszyscy przy stole. Usiadłam obok Grażyny. Ale zaraz wyszliśmy na zewnątrz.

Ulicą z prawej jechały wielkie limuzyny. Tak jakby w stronę wybuchu. Ale szybko zawróciły i zaczęły jechać jakby w popłochu. Zaczęliśmy iść do naszego domu, ale jak byłam na wprost posesji Serafinów, to zobaczyłam dziwny obraz. Na wprost naszego domu, a za biblioteką spuścili kurtynę z nieba. Chyba nawet podwójną, albo tylko miałam takie wrażenie ze względu zmiany częstotliwości na niej. Wyglądała jak energii, raczej nie materii.

Kurtyna zdawała się nie mieć końca, a ja miałam wrażenie że zostaliśmy odcięci. Zaczęło mnie to dziwić. I chyba ktoś to wyczuł, bo z boku mi powiedział, że zaraz będzie opad radioaktywny i to dlatego, żeby nie skazić reszty. I wtedy pomyślałam, że to zamierzone i przygotowane, tak jakby ktoś się spodziewał, albo zaplanował.

No i jak na komendę zaczął padać deszcz. Ale się zaczęli drzeć ci ludzie. Poczułam go na sobie i mocno skuliłam głowę, bo zależało mi tylko na oczach, żeby nie uszkodzić. Pobiegłam do domu Serafinów. Reszta grupy też. Od razu w stronę łazienki żeby to zmyć ze skóry.

Odczuwałam lekki ból, więc wzięłam próbkę i polizałam. Odczyn rzeczywiście był kwaśny, ale nie w takim stężeniu żeby uszkodzić tkankę człowieka. Może, jeśli by go w tym macerować i to długo. Dyskomfort czułam, ale może dlatego że twarz była podrażniona. Mam trądzik na żywo. Jeśli powłoka lipidowa była szczelna i nienaruszona, można było spokojnie szukać czystej wody do zmycia tego deszczu.

Co innego z ziemią i roślinami. Prawdopodobnie zagłada była możliwa, ale bardziej z głodu niż oparzeń chemicznych i nie natychmiastowa.

Weszłam do łazienki jak z lat 80′ i umyłam twarz. Zawołałam jakąś dziewczynkę żeby też to z niej zmyć.

Chciałam wrócić do domu. Mam nadzieje, że kurtyna kończyła się na bibliotece, a za nią była już nieskażona strefa.