Agnieszka i Michał – Zapis 764

Sen z 24.06.2024

 

Jechałam do Cmolasu motorkiem, ale jakoś dziwnie szedł. Popatrzyłam na stopy i tak jakby to był motorower. Musiałam wykonywać ruchy, żeby w ogóle jechał. W rękach miałam małą książeczkę, całą roztarganą, bo szwy puściły już na krawędzi. Ale ją przeglądałam, bo moja ulubiona. Uśmiechnęłam się na myśl że ludzie pomyślą, że jadę z książeczką do nabożeństwa.

Nagle! zaczął z przodu wiać potężny wiatr. Musiałam mocno się trzymać tego motoru, bo próbowało zdmuchnąć mnie na prawą, ale skupiałam się, by cały czas dmuchał prosto na mój front. Stawiałam mocny opór, chociaż parę razy delikatnie cofnęło mnie do tyłu. Wreszcie zobaczyłam, że formuje się trąba powietrzna i krzyknęłam do osób które były obok mnie, że lej już schodzi. Ukryliśmy się w gospodarstwie po prawej. Jak schowałam się w izbie, to zobaczyłam że razem ze mną stoi Agnieszka, moja siostra cioteczna i Michał. Siedzimy i tak patrzę na nich, a szczególnie na nią i pytam.

-Jak ty to robisz, że tak tak wyglądasz? że tak cię widzę?

Aga spojrzała na mnie, a ja do niej – Ile masz lat?

Odpowiedziała, ale chyba zagłuszył ją wiatr. Za pierwszym razem nie dosłyszałam, ale za drugim już tak.

Powiedziała że 8. Michał też tak wyglądał.

Agnieszka dałam i karteczkę jak receptę z zapiskami i ja to przeczytałam i zapamiętałam. I to było takie prawdziwe, że trzymając karteczkę w rękach myślałam jakie szczęście, że tego nie wyrzuciłam, bo teraz mi uwierzą, że coś takiego jest. Tylko, że jak wychodziłam ze snu, to dopiero zorientowałam się że to sen i wszystko mi uleciało. Została tylko data 1995, albo 1998. Pamiętam, bo myślałam że to rok urodzenia. I pomimo, że to było kilka słów nie mogę sobie już ich wyciągnąć z pamięci.

Z pokoju przeszłam do innego. Położyłam się z dziećmi w łóżku. Najbardziej z prawej był mężczyzna, chyba nawet już poza obrysem łózka. Następnie leżał noworodek, miesięczne, 3 miesięczne i może roczne. Naliczyłam że jego dzieci było 4. Później moje, z naszej rodziny. Hubert i Jan. I tak patrzę i myślę, że będzie ciasno jak fix jak mam spać z sześcioma dzieciarami. Te Gość tak niedelikatnie przewalał te dzieci, nie chciały spać jak mnie widziały. Patrzyły i próbowały siadać, a ten na siłę je kładł żeby spały.

Poszłam na łąkę, chyba po miód, bo wczoraj na żywo wybierałam u siebie. Jak przycupnęłam koło balu siana sprawdzić ramki to z gniazda wyleciał szerszeń. Szybko odłożyłam ramkę i zaczęłam uciekać z powrotem do tego gospodarstwa. Ale mnie goniła chmara. Próbowałam się osłonic przy rolniku z wołem, ale nie potrafił mnie obronić. Uciekałam dalej. Jak wpadłam w zagrodę, to zawołałam do mężczyzny, że szerszenie mnie gonią i szybko skręciłam w zabudowę. Szukałam jakiego budynku żeby się schronić. Otworzyłam drzwi i to był chyba biały transit. Przezroczysty olej wylewał się zaraz na wejściu, albo z niego, albo z silnika.

Znalazłam się w mojej szklarni. Nie wiedziałam że taką mam. Zaczęłam oglądać rośliny i widziałam kwiaty jakieś. Białą winorośl z dwoma kiściami winogrona na dwóch pędach. Dwa granaty. To już abstrakcja, nie wiem jak wygląda na żywo, ale moje były może do kolan, rozgałęzione i na końcach gałązek wytwarzały się zalążki owoców, takie płaskie zielone granaty jakby z liści, jak u eukaliptusa. Tych zalążków widziałam kilkanaście. Po kształcie bez problemu można było wiedzieć, że to granat. Dalej były dwie szparagi, ale jedna wyglądała jak kłos, czyli zakwitła. Poletko z truskawkami. Następne poletko z rozłogami truskawek. Później jakieś rośliny, jak pikowane kwiaty, albo warzywa, ale te najbardziej uszkodził mróz. I właśnie! tak patrzę i wszystko było uszkodzone, ale najbardziej te młode. Krzewy owocowe, szparagi i truskawki super i wszystkie starsze rośliny. Spalone były tylko młode roślinki.

I znowu znalazłam się z moimi dziećmi, tylko że teraz było ich już czterech. W jednym pokoju znowu były te cholerne szerszenie, ale powiedziałam żeby tam nie chodziły, bo będą nas znowu gonić. Chciałam im zrobić naleśniki, ale patrzę, a oni też mają taką patelnie i małe rozciapane placuszki na niej. Miałam mokre ręce, więc ustawiłam je nad patelnią i strzepałam jak z kropidła wodę. Dzieci na mnie popatrzyły. Odpowiedziałam spokojnie, to tylko woda z solą, bo robię też swoje. I tu znowu mnie zastanowiło skąd wiem, że to woda z z sola.