Sierota 13 – Zapis 44

Sen z 06.02.2020

Nic nie widziałam, bo było ciemno, ale usłyszałam, jak jakaś kobieta powiedziała “Sierota”, prawdopodobnie mówiła o mnie, bo tak to odebrałam i mogło tak być, że sierota miała numer 13, ale nie jestem pewna, wyraźnie słyszałam tylko słowo sierota. Osób było więcej, ale tylko tą jedną kobietę usłyszałam dobrze i zapamiętałam.

Sen z 07.02.2020

Znowu było ciemno. Ktoś uderzył mnie mocno między łopatki i wypchnął moje ciało duchowe. Widziałam, jak oddzieliło się od fizycznego, było lekko wygięte z mocno wysuniętą klatką piersiową i czułam ból, bolały mnie plecy od tego uderzenia. Ciało duchowe miało mocno zaciśnięte oczy i wyrzuciło je na półtora metra, ale wróciło na miejsce, tylko że poczułam się nieswojo i zdezorientowana tym zajściem. Uderzyła mnie prawdopodobnie kobieta.

Później mam już obraz, chodziłam z partnerem, zobaczyłam, że na prawej nodze mam tatuaż. Tylko że to był jakiś dziwny tatuaż, był na wysokości kostki, naokoło 10 cm. W formie rękawa, czyli okalał kostkę dookoła i albo to był napis “10-latka” albo “13-latka”, nie jestem pewna dokładnie, bo cały czas myślałam, skąd to mam (mam kilka tatuaży, ale takiego czegoś w życiu bym nie zrobiła), to była 2-cyfrowa liczba i kilka znaków jak litery.

Mieliśmy przydzielony jakiś pokój, tylko że mój był “przechodni”, za naszym pokojem był jeszcze jeden, kobiety i niby mojego brata (ale gościa nie kojarzę). Zawsze jak oni szli do swojego pokoju, to przechodzili przez nasz, kobieta zamykała chyba ten pokój na klucz, ale ja tam sobie swobodnie wchodziłam. Nasz był ciemny, bo nie miał okna, tylko sztuczne oświetlenie i świetlik, a ich był bardzo jasny i w kolorze złotawym. Za którymś razem zobaczyłam, że w tym moim pokoju jest przemeblowanie, ktoś wyrzucił moje meble, więc idę popatrzeć do pokoju “bratowej”.

Jak weszłam, zobaczyłam, że u nich też nie ma za dużo mebli, a na środku jest drzewo, może 3-metrowe, bez liści, ale za to z owocami. Wyglądem trochę przypominało wierzbę, ale tylko trochę, owoce to były pojedyncze jagody, które nie był przytwierdzone na ogonkach jak liście czy np. wiśnia, tyko tak, jakby to całe drzewo było jedną całością, a te owoce były zwieńczeniem wypustek tego drzewa. Prawie wszystkie owoce były uwiędłe tak, jakby drzewo nie miało wody, ale wypatrzyłam dosłownie kilka sztuk jędrnych, na pewno dwa widziałam takie. Wszystko było w jasno-zielonkawym kolorze, owoce były chronione przez takie listki okalające, które przypominały mi płatki lilii wodnych i jeszcze jedno, niby drzewo, ale nie drewno i kora, ale bardziej coś jak żelatyna i guma, taką to miało “konsystencję”, było giętkie i bardzo plastyczne.

Ten złotawy kolor pokoju prawdopodobnie był od tego drzewa.