Kasa – Zapis 798

Sen z 09.09.2024

 

Mój Partner wrócił.

Niby na chwilę, chociaż pytała, to jak teraz? przez Kanadę czy jak ? A On do mnie że jedzie do Mielca. Wysypał przede mną pieniądze. Dolary i jeszcze jakieś. Były całe postrzępione na brzegach i w pyle. Tak jakby coś małymi ząbkami zaczęło się do nich dobierać.

Zapytałam; Co to ? Myszy ci zjadły?

I wzięłam banknoty do rąk by je powąchać, ale nie wyczułam mysiego moczu. Był za to inny zapach, taki stęchły, jak starej zapleśniałej chałupy, albo zagrzybionych szaf z papierem, skórą i czymś jeszcze. I ten zapach mnie zdezorientował. Nie jestem pewna, ale trochę przypominał mi zapach nawiedzonych miejsc z mojego życia na żywo. Mam takie dwa w pamięci. Starą plebanię i dom w Radoszkach postawiony na kręgu ofiarnym. I tu jakby był powiązany, ale nie z całą pulą, tylko z konkretnym związkiem.

Kazałam mu iść do banku i wymienić. Powiedziałam, że przyjmą bez problemu, chociaż pomniejszą wartość złotówki o uszkodzenia. Ten proch rozsypywał się wszędzie jak przewracałam te pieniądze.

Zaczęliśmy iść polną drogą. On szedł pierwszy ja za nim i pojawiła się jakaś staruszka. Widziałam coraz więcej warzyw. Wszędzie były uprawy. W pewnej chwili Oni skręcili w lewo i przeszli przez rów, więc poszłam za nimi. Wyszliśmy na Maserówce, moich polach rodzinnych. Ta staruszka była taka elegancka jak arystokratka. Stała z nami w tym polu i jakoś to nie pasowało. Na ziemi było widać dwa ślady kół. Tak jakby ktoś przejechał stajonka w poprzek. Ona coś tam o tym mówiła do Partnera, ale nie wsłuchiwałam się w rozmowę, bo patrzyłam na ziemię. Nie było nic, nawet trawy, tylko suchy piach, lekko spękany jak pustynia.

Nagle znalazłam się przy badylach pomidorów. Też wszystko uschło, może ze dwa zielone owoce wisiały. I patrzę, a ja jadę w takiej wielkiej budowlanej żółtej koparce. Jechałam by dostać się z drogi asfaltowe na pole.